Arabian Nights
Ameryka tłucze się co prawda z Talibanem, jednak związki tegoż ze Islamem są na tyle mocne, że cały arabski świat wrze jakby go na oleju smażyli. Na rynku gier komputerowych panuje na szczęście spokój: pół roku temu cyknął platformowy Alladin: Nashira’s Revenge, lada dzień w Polsce pojawi się RTS Persian Wars, zaś na początku grudnia Manta rzuci do sklepów Arabskie Noce (w oryg. Arabian Nights).
BAŚŃ 2,73 LAT (PRZY CZYM DNI SIĘ NIE LICZĄ)
Nie trzeba być Sherlockiem Holmesem, by zauważyć, że tytuł pierwszy i trzeci mają ze sobą naprawdę sporo wspólnego. Oba należą do wciąż popularnego gatunku TPP i oba oferują masę atrakcji związanych z przemierzaniem świata rodem z baśni Tysiąca i Jednej Nocy. Różni je oczywiście fabuła. Bohaterem Arabskich nocy jest Ali. Chłopak ma narzeczoną, Melissę (albo, jak kto woli, Lemon Barę), córkę sułtana Akabhy. Oboje (nie licząc sułtana) planują ślub, jako że się bardzo kochają. Ot, taki kaprys dalekowschodni, żenić się, mieć dzieci, dożywać błogiej starości. Niestety – nie ma lekko. Co ma się złego zdarzyć, to się zdarza; nie ma przebacz. Kiedy więc Ali bawi się na swym wieczorku kawalerskim i przymierza weselny strój, nagle u jego stóp ląduje list. Jego dziewczyna chce go widzieć natychmiast – i to gdzie! – na cmentarzu. Biedaczyna pakuje manatki i w te pędy posuwa do Melissy (albo, jak kto woli, Lemon Bary). Po drodze napadają go oprychy. Ali wdaje się w bójkę nie zdając sobie sprawy z tego, że wszystko zostało ukartowane. Jego ukochana znika bowiem bez śladu. A wraz z nią przepadają jej siostry! Wiedzieć Ci trzeba, że Akabha miał 5 dorodnych cór w swym dorobku (Muscadę, Melissę (albo, jak kto woli, Lemon Barę), Helleborę, Spirulinę i Guaranę). I nie trzeba być Sherlockiem Holmesem, by się domyślić, iż zadaniem gracza jest rozprawienie się z oprychami, odnalezienie wszystkich dziewoi, sprowadzenie ich na zamek, a następnie poślubienie tej jednej, właściwej. Czynnik komplikujący stanowi zaś legenda, wedle której dziewczyna, która do 20 roku życia nie poślubi ukochanego, zostanie 'Al Jotani’, czyli ulicznicą. Melissie (albo, jak kto woli, Lemon Barze), niewiele nocy do tej przerażającej daty brakuje. Ali musi się więc śpieszyć niczym Korzeniowski na olimpiadzie.
PERSKI KSIĄŻE?
Omawiane Arabskie noce przypominają dość znany tytuł z gatunku TPP, mianowicie Prince Of Persia 3D. Głównego bohatera obserwujesz więc od tyłu, niczym znaną i lubianą Larę Croft. Tyle, że zamiast olbrzymich piersi i zadka jak u leciwej krasuli posiada on miecz, którym kosi wszelki zły naród. Sama walka jest dość uproszczona, przynajmniej w porównaniu do Severance: Blade Of Darkness. Blok i cięcie stanowią podstawę każdego starcia, wiele pojedynków można zaś wygrać tnąc do upadłego i nie przejmując się obroną. Całe szczęście, że mieczyk to nie wszystko, na co stać Aliego. Chłopak posiada bowiem cały szereg umiejętności dodatkowych, takich jak kopanie, skakanie, wspinanie się po sznurach, rzucanie nożami, spacerowanie po linie, wreszcie picie (ale nie wódki, jeno napojów ozdrawiających – takich samych, jakie pijał bohater oryginalnego Prince Of Persia). W Arabskich nocach pojawiają się też proste zagadki logiczne, polegające na przełączaniu guzików czy podnoszeniu krat za pomocą dźwigni ukrytych w dość nieporęcznych dla codziennych użytkowników miejscach.
Grafika i dźwięk programu utrzymane są w perskich klimatach. Nie brakuje więc spokojnych, lecz lekko niepokojących melodii i palm na ulicach, a także dżinów, fireballi, ornamentów, pierścieni, mieczy z szerokim ostrzem i turbanów. Jakość tekstów i modeli widać zaś na zdjęciach zamieszczonych obok.
CO Z CZYM JEŚĆ?
Gra Arabskie Noce ukazała się na zachodzie niecały rok temu. Jej dystrybutor, Visiware, zastosował niecodzienną metodę sprzedaży. Podzielił bowiem program na 6 części; pierwszy z nich uczynił darmowym, zaś za każdy kolejny odcinek żądał 5,99 dolarów (3,99 funtów). Metoda okazała się przynieść wymierne korzyści. Na szczęście w Polsce wszystkie sześć epizodów pojawi się w sklepach zusammen-do-kupy, to jest łącznie. I to już w grudniu! Wydawca programu, firma Manta, obiecuje polską wersję językową oraz niską cenę, wynoszącą skromne 79 zł. No to czekamy.